-Więc, jak ci się wiedzie? - zapytał Syriusz. Był ciekawy co działo się u
małej Dory przez tyle lat, tylko że dziewczynka trochę mu urosła przez
ten czas! Jednocześnie chciał wiedzieć o niej wszystko i bał się, bo to
jednak już dorosła osoba, mogła się zmienić. Mogła mu nie zaufać, a
tego bał się najbardziej. Był przecież zbiegłym mordercą i zdrajcą,
według gazet i ogólnej opinii publicznej.
- U mnie nie dzieje się nic ważnego. Jestem aurorem. Ostatnio w biurze wieje nudą. Wszystko przez Scrimgeura. Chyba podejrzewa, że mogłabym się kontaktować z Tobą, bo jesteśmy spokrewnieni. W sumie od dzisiaj ma rację. A ja nawet nie wiem co się tak naprawdę wydarzyło, gdy umarli Potterowie! Skoro jesteś w Zakonie, to nie znam prawdziwej wersji wydarzeń!
-Tonks, czy potrafisz uwierzyć, że jestem niewinny? - zapytał pełen nadziei. - Jeśli tak, to opowiem ci o tym, co się stało. To dla mnie do dzisiaj trudne, ale ty zasługujesz na prawdę. Jesteś moją małą Dorą. Jedynym, z tego co wiem, dzieckiem Andromedy.
-Syriuszu, ja przez cały czas żyłam nadzieją, że to nie ty. Mama zawsze mi to powtarzała. Ona dalej w ciebie wierzy i czeka, nie mówi tego, ale widzę, że wyczekuje, aż się z nią skontaktujesz.
-Kochana Andy, niestety, w najbliższym czasie to niemożliwe. Sama dobrze wiesz, że polują na mnie ludzie z ministerstwa. - w jego oczach zobaczyła prawdziwy żal i tęsknotę za jedyną kuzynką, która coś, a nawet wiele, dla niego znaczyła. - westchnął i zaczął swoją opowieść.
- To długa historia. O śmierci Lily i Jamesa dowiedziałem się od Andromedy. Twoja mama miała w Dolinie Godryka jakąś koleżankę, którą odwiedziła tego feralnego dnia. Ja zostałem wtedy z tobą. Andy wpadła do mieszkania, była spanikowana. Powiedziała mi, że dom Potterów jest w ruinie. Wybiegłem bez słowa. Bałem się, cholernie się bałem. Nie wiedziałem co mogło się stać. Dom był przecież zabezpieczony najsilniejszymi zaklęciami, w tym zaklęciem Fideliusa. James chciał, żebym to ja został strażnikiem tajemnicy. Myślałem, że to będzie zbyt oczywiste. Przekonałem go, żeby to Peter był powiernikiem. Mały, gruby, niepozorny - taki według mnie był. Na nikim się tak nie zawiodłem. Peter, jakiś czas po rzuceniu zaklęcia poszedł do Voldemorta i wyśpiewał mu, gdzie są Lily i James. - Dora wzdrygnęła się na dzwięk imienia, którego nie wolno wymawiać. Syriusz nie przejął się tym i kontynuował.
- Voldemort przybył do moich przyjaciół. Chyba... najpierw zabił Jamesa. - Syriusz przełknął ślinę. Potem poszedł na górę i zabił Lily! Tę piękną, przemądrzałą Evans! Chciał zabić też Harry'ego, ale tę część historii na pewno znasz. Gdy dotarłem na miejsce moim motorem, spotkałem Hagrida. Wynosił z domu małego. Pożyczyłem mu motor, by szybko zabrał stamtąd dzieciaka. Gdy odlecieli zza domu wyszedł Peter. Pewnie czekał na swojego pana, ale ten zniknął. Ja jako jedyny z żywych wiedziałem, że to wina Petera. Mogłem go oskarżyć, więc musiał mnie wrobić albo zabić. Gdyby mnie zabił, sam wskazałby na siebie, bo ludzie wiedzieli, że w tamtych czasach tylko my dwaj odwiedzaliśmy Potterow. Zaczęli się zbierać mugole. Peter zaczął blefować, że to nie on. W międzyczasie odciął sobie palec i upuścił na drogę. Ten tchórz zabił naraz dwunastu mugoli, a reszcie gapiów podsunął fałszywe wspomnienia, że to ja zabiłem tych bezbronnych mugoli i samego Petera. Potem drań zamienił się w szczura! Zanim otrząsnąłem się z szoku, zjawili się aurorzy i zabrali mnie do ministerstwa. Oczywiście ten głupiec Crouch skazał mnie bez procesu! Spędziłem dwanaście lat w Azkabanie! Nie wiem, czemu przez ten czas nie zwariowałem, tak jak reszta więźniów. Być może to dlatego, że wiedziałem o swojej niewinności i to podtrzymywało mnie na duchu. A może to dlatego, iż przez cały czas mocno przeżywałem minione wydarzenia i byłem jednym wielkim smutkiem i bólem. Dementorzy nie mieli czego ze mnie wyssać. Zabrali mi trochę wspomnień ze szkoły, poza tym nic mi się nie stało.
Kiedyś ten kretyn Crouch przyszedł do Azkabanu na rewizję. Przechodził koło mojej celi, to poprosiłem go o gazetę, którą trzymał w dłoni. Straciłem poczucie czasu w tym przeklętym miejscu. Liczyłem na to, że dowiem się, jak długo już tu siedzę. Nasz Barty bardzo się przeraził na mój widok. Pochlebiło mi to. Szybko oddał mi gazetę, a nawet dał ołówek do krzyżówek. Zacząłem przeglądać pierwszą stronę. Na zdjęciu byli Weasleyowie, którzy wygrali pieniądze na wakacje w Egipcie. Byłem w szoku, gdy przyjrzałem się bliżej zdjęciu. Na ramieniu najmłodszego z chłopców, teraz wiem, że to był Ron, rozpoznałem tę gnidę Petera. Zadomowił się u nich jako szczur. Nie mogłem uwierzyć! Dawał sygnały Voldemortowi, że Artur Weasley i bracia Molly są w zakonie i jakie misje wykonują, a potem stał się domowym zwierzątkiem ich rodziny! Gdy tylko go zobaczyłem, zapragnąłem go zabić! Perfidnie wykorzystał umiejętność animagii, której sami nauczyliśmy go w szkole, by uniknąć odpowiedzialności. Po wielu latach udało mi się zmienić w psa. Cóż, w Azkabanie nie żywili nas dobrze , wiec byłem bardzo chudy i wymizerniały. Trochę im zajęło zanim się spostrzegli, że uciekłem. Z początku dementorzy myśleli, że zaczynam wariować, że po tylu latach moja dusza w końcu usycha pod wpływem ich obecności. Te straszydła nie wyczuwają uczuć zwierząt. Stałem się pierwszą osobą, która uciekła z tego więzienia. Wywinąłem Ministerstwu dowcip na miarę tych najlepszych kawałów z Hogwartu, prawda Remusie? - zapytał siedzącego na przeciw nas mężczyznę, który z uwagą przysłuchiwał się jego opowieści.
-Czy ty nawet w takiej sytuacji musisz traktować wszystko jak dowcip? - Ów Remus był bardzo poirytowany.
- Widzisz, nic się nie zmieniłem - wyszczerzył się Black. - No, może nabrałem więcej nienawiści do Ministerstwa.
-Gdzie się ukrywałeś, gdy już uciekłeś? - Zapytała Tonks, chcąc załagodzić sytuację. Była rada, że w końcu usłyszała wersję Syriusza.
-Byłem to tu, to tam. Wałęsałem się po kraju, dopóki Dumbledore nie dowiedział się prawdy od Harry'ego i nie wskazał mi świetnej kryjówki w Hogsmeade. Kradłem ludziom gazety, by wiedzieć co się dzieje. Wzbudzałem wielką sensację. Dobrze, że tak niewiele osób wiedziało, że jestem animagiem. Z żyjących byli to tylko Remus, Peter i twoja matka. Niedawno uczestniczyłem w reaktywacji Zakonu Feniksa i oddałem rezydencję Blacków na Kwaterę Główną. Tylko tyle mogłem zrobić. Mieszkam tu, choć nie za bardzo mi się to podoba. Spełniam jednak polecenie Dumbledore'a. Szkoda, że zabronił mi wychodzenia na zewnątrz. W pewnym sensie jestem psem, który ma takie potrzeby jak spacery i świeże powietrze.
To już cała moja opowieść. Pozostaje mi nadzieja, że kiedyś mnie uniewinnią i będę mógł normalnie funkcjonować. - Black zakończył swoją historię i zatopił się w myślach. Zresztą podobnie było z Tonks. Tyle razy zastanawiała się, co tak naprawdę stało się w Dolinie Godryka. Wiedziała jedynie, że Łapa jest niewinny. Teraz zna tę prawdziwą historię i z całego serca chciała wesprzeć kuzyna swojej matki. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobił Crouch. Nawet Ludo Bagman byłby lepszym ministerem magii od niego! Kto to widział wsadzać ludzi do Azkabanu bez wcześniejszego procesu!? Niestety, co się stało, to się już nie odstanie. Trzeba mieć nadzieję, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zostanie kiedyś pokonany, a ona chciała się do tego przyczynić. Wtedy Syriusz zostałby uniewinniony.
-Pora złożyć przysięgę, Tonks. - oznajmił pan Weasley, wyrywając ją z zadumy.
- U mnie nie dzieje się nic ważnego. Jestem aurorem. Ostatnio w biurze wieje nudą. Wszystko przez Scrimgeura. Chyba podejrzewa, że mogłabym się kontaktować z Tobą, bo jesteśmy spokrewnieni. W sumie od dzisiaj ma rację. A ja nawet nie wiem co się tak naprawdę wydarzyło, gdy umarli Potterowie! Skoro jesteś w Zakonie, to nie znam prawdziwej wersji wydarzeń!
-Tonks, czy potrafisz uwierzyć, że jestem niewinny? - zapytał pełen nadziei. - Jeśli tak, to opowiem ci o tym, co się stało. To dla mnie do dzisiaj trudne, ale ty zasługujesz na prawdę. Jesteś moją małą Dorą. Jedynym, z tego co wiem, dzieckiem Andromedy.
-Syriuszu, ja przez cały czas żyłam nadzieją, że to nie ty. Mama zawsze mi to powtarzała. Ona dalej w ciebie wierzy i czeka, nie mówi tego, ale widzę, że wyczekuje, aż się z nią skontaktujesz.
-Kochana Andy, niestety, w najbliższym czasie to niemożliwe. Sama dobrze wiesz, że polują na mnie ludzie z ministerstwa. - w jego oczach zobaczyła prawdziwy żal i tęsknotę za jedyną kuzynką, która coś, a nawet wiele, dla niego znaczyła. - westchnął i zaczął swoją opowieść.
- To długa historia. O śmierci Lily i Jamesa dowiedziałem się od Andromedy. Twoja mama miała w Dolinie Godryka jakąś koleżankę, którą odwiedziła tego feralnego dnia. Ja zostałem wtedy z tobą. Andy wpadła do mieszkania, była spanikowana. Powiedziała mi, że dom Potterów jest w ruinie. Wybiegłem bez słowa. Bałem się, cholernie się bałem. Nie wiedziałem co mogło się stać. Dom był przecież zabezpieczony najsilniejszymi zaklęciami, w tym zaklęciem Fideliusa. James chciał, żebym to ja został strażnikiem tajemnicy. Myślałem, że to będzie zbyt oczywiste. Przekonałem go, żeby to Peter był powiernikiem. Mały, gruby, niepozorny - taki według mnie był. Na nikim się tak nie zawiodłem. Peter, jakiś czas po rzuceniu zaklęcia poszedł do Voldemorta i wyśpiewał mu, gdzie są Lily i James. - Dora wzdrygnęła się na dzwięk imienia, którego nie wolno wymawiać. Syriusz nie przejął się tym i kontynuował.
- Voldemort przybył do moich przyjaciół. Chyba... najpierw zabił Jamesa. - Syriusz przełknął ślinę. Potem poszedł na górę i zabił Lily! Tę piękną, przemądrzałą Evans! Chciał zabić też Harry'ego, ale tę część historii na pewno znasz. Gdy dotarłem na miejsce moim motorem, spotkałem Hagrida. Wynosił z domu małego. Pożyczyłem mu motor, by szybko zabrał stamtąd dzieciaka. Gdy odlecieli zza domu wyszedł Peter. Pewnie czekał na swojego pana, ale ten zniknął. Ja jako jedyny z żywych wiedziałem, że to wina Petera. Mogłem go oskarżyć, więc musiał mnie wrobić albo zabić. Gdyby mnie zabił, sam wskazałby na siebie, bo ludzie wiedzieli, że w tamtych czasach tylko my dwaj odwiedzaliśmy Potterow. Zaczęli się zbierać mugole. Peter zaczął blefować, że to nie on. W międzyczasie odciął sobie palec i upuścił na drogę. Ten tchórz zabił naraz dwunastu mugoli, a reszcie gapiów podsunął fałszywe wspomnienia, że to ja zabiłem tych bezbronnych mugoli i samego Petera. Potem drań zamienił się w szczura! Zanim otrząsnąłem się z szoku, zjawili się aurorzy i zabrali mnie do ministerstwa. Oczywiście ten głupiec Crouch skazał mnie bez procesu! Spędziłem dwanaście lat w Azkabanie! Nie wiem, czemu przez ten czas nie zwariowałem, tak jak reszta więźniów. Być może to dlatego, że wiedziałem o swojej niewinności i to podtrzymywało mnie na duchu. A może to dlatego, iż przez cały czas mocno przeżywałem minione wydarzenia i byłem jednym wielkim smutkiem i bólem. Dementorzy nie mieli czego ze mnie wyssać. Zabrali mi trochę wspomnień ze szkoły, poza tym nic mi się nie stało.
Kiedyś ten kretyn Crouch przyszedł do Azkabanu na rewizję. Przechodził koło mojej celi, to poprosiłem go o gazetę, którą trzymał w dłoni. Straciłem poczucie czasu w tym przeklętym miejscu. Liczyłem na to, że dowiem się, jak długo już tu siedzę. Nasz Barty bardzo się przeraził na mój widok. Pochlebiło mi to. Szybko oddał mi gazetę, a nawet dał ołówek do krzyżówek. Zacząłem przeglądać pierwszą stronę. Na zdjęciu byli Weasleyowie, którzy wygrali pieniądze na wakacje w Egipcie. Byłem w szoku, gdy przyjrzałem się bliżej zdjęciu. Na ramieniu najmłodszego z chłopców, teraz wiem, że to był Ron, rozpoznałem tę gnidę Petera. Zadomowił się u nich jako szczur. Nie mogłem uwierzyć! Dawał sygnały Voldemortowi, że Artur Weasley i bracia Molly są w zakonie i jakie misje wykonują, a potem stał się domowym zwierzątkiem ich rodziny! Gdy tylko go zobaczyłem, zapragnąłem go zabić! Perfidnie wykorzystał umiejętność animagii, której sami nauczyliśmy go w szkole, by uniknąć odpowiedzialności. Po wielu latach udało mi się zmienić w psa. Cóż, w Azkabanie nie żywili nas dobrze , wiec byłem bardzo chudy i wymizerniały. Trochę im zajęło zanim się spostrzegli, że uciekłem. Z początku dementorzy myśleli, że zaczynam wariować, że po tylu latach moja dusza w końcu usycha pod wpływem ich obecności. Te straszydła nie wyczuwają uczuć zwierząt. Stałem się pierwszą osobą, która uciekła z tego więzienia. Wywinąłem Ministerstwu dowcip na miarę tych najlepszych kawałów z Hogwartu, prawda Remusie? - zapytał siedzącego na przeciw nas mężczyznę, który z uwagą przysłuchiwał się jego opowieści.
-Czy ty nawet w takiej sytuacji musisz traktować wszystko jak dowcip? - Ów Remus był bardzo poirytowany.
- Widzisz, nic się nie zmieniłem - wyszczerzył się Black. - No, może nabrałem więcej nienawiści do Ministerstwa.
-Gdzie się ukrywałeś, gdy już uciekłeś? - Zapytała Tonks, chcąc załagodzić sytuację. Była rada, że w końcu usłyszała wersję Syriusza.
-Byłem to tu, to tam. Wałęsałem się po kraju, dopóki Dumbledore nie dowiedział się prawdy od Harry'ego i nie wskazał mi świetnej kryjówki w Hogsmeade. Kradłem ludziom gazety, by wiedzieć co się dzieje. Wzbudzałem wielką sensację. Dobrze, że tak niewiele osób wiedziało, że jestem animagiem. Z żyjących byli to tylko Remus, Peter i twoja matka. Niedawno uczestniczyłem w reaktywacji Zakonu Feniksa i oddałem rezydencję Blacków na Kwaterę Główną. Tylko tyle mogłem zrobić. Mieszkam tu, choć nie za bardzo mi się to podoba. Spełniam jednak polecenie Dumbledore'a. Szkoda, że zabronił mi wychodzenia na zewnątrz. W pewnym sensie jestem psem, który ma takie potrzeby jak spacery i świeże powietrze.
To już cała moja opowieść. Pozostaje mi nadzieja, że kiedyś mnie uniewinnią i będę mógł normalnie funkcjonować. - Black zakończył swoją historię i zatopił się w myślach. Zresztą podobnie było z Tonks. Tyle razy zastanawiała się, co tak naprawdę stało się w Dolinie Godryka. Wiedziała jedynie, że Łapa jest niewinny. Teraz zna tę prawdziwą historię i z całego serca chciała wesprzeć kuzyna swojej matki. Nie mogła uwierzyć w to, co zrobił Crouch. Nawet Ludo Bagman byłby lepszym ministerem magii od niego! Kto to widział wsadzać ludzi do Azkabanu bez wcześniejszego procesu!? Niestety, co się stało, to się już nie odstanie. Trzeba mieć nadzieję, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać zostanie kiedyś pokonany, a ona chciała się do tego przyczynić. Wtedy Syriusz zostałby uniewinniony.
-Pora złożyć przysięgę, Tonks. - oznajmił pan Weasley, wyrywając ją z zadumy.
Komentarze
Prześlij komentarz